sobota, 31 marca 2012

Weekend

Weekend. Jak przyjemnie brzmi to słowo. Z reguły nawet podnosi mnie na duchu... ale nie tym razem. Wczorajszy piątek miał być tak fajnym piątkiem, że nawet sobie tego teraz nie potrafię wyobrazić. Zawiódł moje oczekiwania; nie dostarczył mi żadnych miłych przeżyć. Przez cały dzień nie okazywałam jakichkolwiek oznak, które wskazywałyby na moją chęć do życia. Nie, nie chce popełnić samobójstwa, ani innej głupoty. Po prostu czuję, jak z dnia na dzień powiększa się... taki metaforyczny mur, oddzielający mnie od rzeczywistego świata. I nawet mi to odpowiada. Odkryłam, że coraz częściej mam ochotę na wieczory spędzone samotnie, podczas których z ludźmi komunikuję się wyłącznie przez Internet, ubrana w jakieś domowe ciuchy, zamknięta w pokoju. Coraz częściej chcę się odizolowywać. Tak, jak lubiłam to wcześniej, tak teraz lubię to jakieś milion razy bardziej. Czuję, że za niedługo przestanę całkowicie rozmawiać nie tylko z psem, ale i ludźmi. Z mamą. Bo z ojcem, już prawie w ogóle nie wymieniam się zdaniami. Na każde pytanie, jakie mi zadaje, mam wyrobioną odpowiedź do perfekcji. Zazwyczaj brzmi ona: „Dobrze”, albo „Nic”. Wszystkie odpowiedzi są takie same, bo i pytania się nie zmieniają. Ale to dla tatusia nie jest ważne - bo tatuś wie, że przecież każdy dobry rodzic musi troszczyć się o swoje dziecko i się jego o coś wypytywać. Co z tego, że ciągle o jedno i to samo. Znaczenia nie ma też to, czy dziecko powie prawdę. Ważne, że pytania są- obowiązek rodzica wypełniony, odhaczyć na karteczce. Tak w ogóle, to po co w ogóle spędzać z dzieckiem czas. Wystarczy przyjechać do domu w nocy i się wypytać. To zawsze tak idealnie załatwia sprawę… Doszłam do wniosku, że nie będę o niczym opowiadać ojcu, nawet rozmowy z nim ograniczę do totalnego minimum. Zauważyłam, że wtedy czuję się lepiej.
Tak już do końca zanudzając: czasem mam ochotę usiąść, napisać krótki list, zostawić go na stole i wyjechać. Nie wiem, gdzie. Ale wiem, że byłoby milej. A i ludzie przestaliby źle myśleć. Może to trochę niedojrzałe, ale niestety prawdziwe. Mogę sprawiać wrażenie źle wychowanej, nie mającej w sobie za grosz zrozumienia. Możliwe, że tak jest. Ale nie wykluczam, że mam to po ojcu. Uprzedzam: jeśli kogoś denerwuję teraz, to niech ten ktoś nie czyta dalej. Tak, czy inaczej, list brzmiałby mniej więcej tak:

Drogi Tatusiu! 
Tak, piszę ten list właśnie do Ciebie. Wybacz, że nie będzie on grzeczny tak, jak mnie uczyłeś. Albo przynajmniej starałeś się uczyć. Chcę tylko, żebyś wiedział, że za taką troskę, jaką do tej pory otrzymywałam od Ciebie, serdecznie podziękuję. Nie jest mi ona w ogóle potrzebna. Nie martw się: już od dawna wiedziałam, że jest nieszczera.
Pewnie do tej pory myślałeś, że wszystko jest jak w najlepszym porządku. Że nie ważne, czy interesujesz się mną, czy masz mnie głęboko w dupie i widzisz jedynie czubek własnego nosa, bo ja i tak mam jeszcze osiem lat i nie potrafię dostrzec, że nie jesteś dobrym tatą. A teraz Cię zaskoczę: niespodzianka! Uważam, że tak naprawdę wcale nie jesteś tak bardzo potrzebny, jak to czasem próbujesz mi wmówić. Dam sobie radę, mama też. Tylko uwierz.
Teraz przesyłam całusy. Zapewniam Cię; mimo pozorów, są one tym razem jak najbardziej szczere. Możesz dać wiarę, albo nie, na to wpływu nie mam. Do zobaczenia kiedyś. Oby to spotkanie było miłe.
Córka.

P.s.: Od dziś pozwalam Ci przestać się fatygować i w ogóle starać się, żeby mnie zobaczyć. Nawet na te cholerne noce. Wiem, że robiłeś to z łaski, bo i tak prawie w ogóle Cię  nie widywałam. Sprawiłeś, że całkowicie się od Ciebie odzwyczaiłam i dlatego takiej łaski już nie chcę. Zdaję sobie sprawę, że dzięki temu będziesz szczęśliwszy. I nie tylko Ty.

Kończąc te żałosne smęty powiem, że z lekcji nie odrobiłam jeszcze nic, kompletnie. Zero. I dobrze, nie zawsze musi mi się chcieć. Za to zgrałam na telefon chyba wszystkie piosenki Dżemu, jakie tylko istnieją. Nie zmarnowałam czasu.
A wczoraj wieczorem zostałam zmuszona do zjedzenia frytek. Dietę diabli wzięli. Co z tego, że jeszcze nie zdążyłam jej zacząć. Co z tego, że wszyscy (a raczej wszystkie kuszące rzeczy) mi ją utrudniają. Co z tego, że nie chce mi się nawet tej diety zaczynać. Jestem na diecie, żeby wesprzeć dziewczyny, które też próbują na niej być. Tak, to dla Was.


KONIEC.

1 komentarz:

  1. Przerażająca notka, ale prawdziwa. Ja na szczęście nie mam takich problemów z tatą, za co bardzo dziękuję Bogu, ale współczuje Ci. Znaczy, nie, że jest mi cie żal czy coś, tylko szkoda, że nie doświadczyłaś tej ojcowskiej miłości.. :c
    Magda, nie przejmuj się dietą. :D Z wiekiem schudniesz. :>

    OdpowiedzUsuń