Tak już do końca zanudzając: czasem mam ochotę usiąść, napisać
krótki list, zostawić go na stole i wyjechać. Nie wiem, gdzie. Ale wiem, że byłoby milej. A i ludzie przestaliby
źle myśleć. Może to trochę niedojrzałe, ale niestety prawdziwe. Mogę sprawiać wrażenie źle wychowanej, nie mającej w sobie za grosz
zrozumienia. Możliwe, że tak jest. Ale nie wykluczam, że mam to po ojcu.
Uprzedzam: jeśli kogoś denerwuję teraz, to niech ten ktoś nie czyta dalej. Tak,
czy inaczej, list brzmiałby mniej więcej tak:
Drogi Tatusiu!
Tak, piszę ten list właśnie do Ciebie. Wybacz, że nie będzie on
grzeczny tak, jak mnie uczyłeś. Albo przynajmniej starałeś się uczyć. Chcę
tylko, żebyś wiedział, że za taką troskę, jaką do tej pory otrzymywałam od
Ciebie, serdecznie podziękuję. Nie jest mi ona w ogóle potrzebna. Nie martw
się: już od dawna wiedziałam, że jest nieszczera.
Pewnie do tej pory myślałeś, że wszystko jest jak w najlepszym
porządku. Że nie ważne, czy interesujesz się mną, czy masz mnie głęboko w dupie
i widzisz jedynie czubek własnego nosa, bo ja i tak mam jeszcze osiem lat i nie
potrafię dostrzec, że nie jesteś dobrym tatą. A teraz Cię zaskoczę:
niespodzianka! Uważam, że tak naprawdę wcale nie jesteś tak bardzo
potrzebny, jak to czasem próbujesz mi wmówić. Dam sobie radę, mama też. Tylko
uwierz.
Teraz przesyłam całusy. Zapewniam Cię; mimo pozorów, są one tym
razem jak najbardziej szczere. Możesz dać wiarę, albo nie, na to wpływu
nie mam. Do zobaczenia kiedyś. Oby to spotkanie było miłe.
Córka.
P.s.: Od dziś pozwalam Ci przestać się fatygować i w ogóle starać się, żeby mnie zobaczyć. Nawet na te cholerne noce. Wiem, że robiłeś to z łaski, bo i tak prawie w ogóle Cię nie
widywałam. Sprawiłeś, że całkowicie się od Ciebie odzwyczaiłam i dlatego takiej
łaski już nie chcę. Zdaję sobie sprawę, że dzięki temu będziesz szczęśliwszy. I
nie tylko Ty.
Kończąc te żałosne smęty powiem, że z lekcji nie odrobiłam jeszcze
nic, kompletnie. Zero. I dobrze, nie zawsze musi mi się chcieć. Za to zgrałam
na telefon chyba wszystkie piosenki Dżemu, jakie tylko istnieją. Nie
zmarnowałam czasu.
A wczoraj wieczorem zostałam zmuszona do zjedzenia frytek. Dietę
diabli wzięli. Co z tego, że jeszcze nie zdążyłam jej zacząć. Co z tego, że
wszyscy (a raczej wszystkie kuszące rzeczy) mi ją utrudniają. Co z tego, że nie
chce mi się nawet tej diety zaczynać. Jestem na diecie, żeby wesprzeć
dziewczyny, które też próbują na niej być. Tak, to dla Was.
KONIEC.