niedziela, 13 maja 2012

Przepraszam, że umarłam. Już ożywam, obiecuję sprawować się celująco.
A macie, posłuchajcie i pooglądajcie Guns'ów

Bo brak mi weny, oj brak. Z resztą jak zawsze.
To miłego rozpoczęcia tygodnia *.*

sobota, 5 maja 2012

Aha, fajnie, umarłyśmy ? Nie no, super wręcz. Umarlak Magda, umarlak Paula, a Majka próbuje się ożywić, tylko, że jej nie wychodzi, bo samej tak...dziwnie. Chcę Wam wszystkim powiedzieć, że w rodzince już mnie nie ma. Pstryk, znikłam. Proszę, nie pytajcie dlaczego. Nie, bo nie. Chyba łatwe do zrozumienia. A teraz, żegnajcie. :*

wtorek, 17 kwietnia 2012

Cześć Wam. Coś nam umiera ten blog. No ale dobra, do rzeczy. Nie uważacie, że trzeba zacząć nas jakoś reklamować ? Może dodamy kogoś jeszcze do pisania naszego bloga?  Ja już propozycje mam, no ale, jeśli wy nie chcecie, to oczywiście narzucać tego nie będę. :)

Co u mnie?  Niby jest okej, ale jednak czuję jakąś pustkę. Cięgle to samo, nie mam czasu na nic, dosłownie. Lubiłam czasami pobawić się z jakimiś dzieciakami, popisać jakieś wiersze, porysować, a teraz co ?
Nic. Nic. Nic. Pusto.

 Dzisiaj jak siedziałam w autobusie, dosiadł się jakiś chłopak, widać było, że jest młodszy, i zaczął się głupio uśmiechać. oO' Nienawidzę czegoś takiego, chociaż ja zawsze tak robię. Nie mógł zwyczajnie powiedzieć cześć ? Według mnie mógł. No dobra, dobra, sama nie jestem lepsza.

Jaka okropna pogoda...Zimno. Bardzo zimno. Wrr, nienawidzę takiej pogody,no.

No, i jeszcze jedna informacja. Odzyskałam internet! Tak,tak. Nareszcie. Już nie mogłam wytrzymać. No bo co ma robić Noł-lajf bez internetu ? No właśnie, co on może zrobić ? :D

Okej, okej. Już, idę. Przepraszam, że tak sie rozpisałam, przepraszam za wszystkie błędy, no i jak zwykle musi być chwila użalania, przepraszam, że żyję.
Musiałam, no. :D

piątek, 13 kwietnia 2012

Bez zbędnych komentarzy.

Znowu weszłam tylko na chwilę, żeby choć w malutkim ułamku zapełnić tę ciszę, która ostatnio daje się być dość zauważalna. Chcę tylko dać znak, że jestem i że nie umarłam, że blog nie jest jeszcze całkowicie opuszczony przez nas, tylko po prostu... nieważne. Szczerze powiedziawszy znowu nie wiem, co teraz napisać... W rzeczywistości z chęcią rozpisałabym się na dużo, dużo więcej, bo tym razem naprawdę nie jestem wypełniona nużącą pustką, a przeciwnie; emocje aż we mnie kipią, nie mieszczą się. Ale nawet nie mam na nic siły, na pisanie też. Zresztą, to i tak nie miałoby żadnego sensu.
Ech, ale co ja tu wygaduję?! Dam radę, dam radę, nie jest jeszcze tak najgorzej. Już pisałam na początku, że nie umieram? No, czyli nie jest źle. Damy radę, co to dla nas, bohaterów, nie? :)

niedziela, 8 kwietnia 2012

Radosnych...

Wpadłam życzyć wesołych świąt tym, którzy je obchodzą, nawet na swój sposób. Dużo radości, miłości, nadziei i miłej zabawy. Nie bierzcie przykładu ze mnie i cieszcie się obecnością rodziny.
W ogóle, radujcie się, itede...
Pozwolę sobie złożyć te życzenia również w imieniu dziewczyn, bo domyślam się, że one także życzą 
         WESOŁYCH ŚWIĄT
No, i jeżeli jeszcze ktoś lubi, to
MOKREGO DYNGUSA

niedziela, 1 kwietnia 2012

Tak, dość długo mnie tu nie było. Proszę wybaczcie mi moje zaniedbanie, ale nie było jak. Mogłabym rzec, że w końcu jestem szczęśliwa, ale czy to nie byłoby wyolbrzymianie? Zapewne tak. Więc ujmę to tak: jest dobrze. Chociaż za niedługo święta... Jak dla mnie mogłyby być miesiąc później, jeszcze nie teraz. Nie wyobrażam sobie tych świąt, bez taty. Już jedne takie były, ale to inna sytuacja. Wtedy dominowały we mnie złość i nienawiść, nawet nie było mi żal. Niestety teraz tęsknię i jest to przykre. Nigdy nie pomyślałabym, że stanie się coś takiego, że będę za nim tęsknić. Cóż, życie potrafi zaskakiwać i pokazuje, że warto wierzyć, a przede wszystkim mieć marzenia... Uwierzcie, że się spełniają, tak. Tylko trzeba się o nie postarać.

sobota, 31 marca 2012

Weekend

Weekend. Jak przyjemnie brzmi to słowo. Z reguły nawet podnosi mnie na duchu... ale nie tym razem. Wczorajszy piątek miał być tak fajnym piątkiem, że nawet sobie tego teraz nie potrafię wyobrazić. Zawiódł moje oczekiwania; nie dostarczył mi żadnych miłych przeżyć. Przez cały dzień nie okazywałam jakichkolwiek oznak, które wskazywałyby na moją chęć do życia. Nie, nie chce popełnić samobójstwa, ani innej głupoty. Po prostu czuję, jak z dnia na dzień powiększa się... taki metaforyczny mur, oddzielający mnie od rzeczywistego świata. I nawet mi to odpowiada. Odkryłam, że coraz częściej mam ochotę na wieczory spędzone samotnie, podczas których z ludźmi komunikuję się wyłącznie przez Internet, ubrana w jakieś domowe ciuchy, zamknięta w pokoju. Coraz częściej chcę się odizolowywać. Tak, jak lubiłam to wcześniej, tak teraz lubię to jakieś milion razy bardziej. Czuję, że za niedługo przestanę całkowicie rozmawiać nie tylko z psem, ale i ludźmi. Z mamą. Bo z ojcem, już prawie w ogóle nie wymieniam się zdaniami. Na każde pytanie, jakie mi zadaje, mam wyrobioną odpowiedź do perfekcji. Zazwyczaj brzmi ona: „Dobrze”, albo „Nic”. Wszystkie odpowiedzi są takie same, bo i pytania się nie zmieniają. Ale to dla tatusia nie jest ważne - bo tatuś wie, że przecież każdy dobry rodzic musi troszczyć się o swoje dziecko i się jego o coś wypytywać. Co z tego, że ciągle o jedno i to samo. Znaczenia nie ma też to, czy dziecko powie prawdę. Ważne, że pytania są- obowiązek rodzica wypełniony, odhaczyć na karteczce. Tak w ogóle, to po co w ogóle spędzać z dzieckiem czas. Wystarczy przyjechać do domu w nocy i się wypytać. To zawsze tak idealnie załatwia sprawę… Doszłam do wniosku, że nie będę o niczym opowiadać ojcu, nawet rozmowy z nim ograniczę do totalnego minimum. Zauważyłam, że wtedy czuję się lepiej.
Tak już do końca zanudzając: czasem mam ochotę usiąść, napisać krótki list, zostawić go na stole i wyjechać. Nie wiem, gdzie. Ale wiem, że byłoby milej. A i ludzie przestaliby źle myśleć. Może to trochę niedojrzałe, ale niestety prawdziwe. Mogę sprawiać wrażenie źle wychowanej, nie mającej w sobie za grosz zrozumienia. Możliwe, że tak jest. Ale nie wykluczam, że mam to po ojcu. Uprzedzam: jeśli kogoś denerwuję teraz, to niech ten ktoś nie czyta dalej. Tak, czy inaczej, list brzmiałby mniej więcej tak:

Drogi Tatusiu! 
Tak, piszę ten list właśnie do Ciebie. Wybacz, że nie będzie on grzeczny tak, jak mnie uczyłeś. Albo przynajmniej starałeś się uczyć. Chcę tylko, żebyś wiedział, że za taką troskę, jaką do tej pory otrzymywałam od Ciebie, serdecznie podziękuję. Nie jest mi ona w ogóle potrzebna. Nie martw się: już od dawna wiedziałam, że jest nieszczera.
Pewnie do tej pory myślałeś, że wszystko jest jak w najlepszym porządku. Że nie ważne, czy interesujesz się mną, czy masz mnie głęboko w dupie i widzisz jedynie czubek własnego nosa, bo ja i tak mam jeszcze osiem lat i nie potrafię dostrzec, że nie jesteś dobrym tatą. A teraz Cię zaskoczę: niespodzianka! Uważam, że tak naprawdę wcale nie jesteś tak bardzo potrzebny, jak to czasem próbujesz mi wmówić. Dam sobie radę, mama też. Tylko uwierz.
Teraz przesyłam całusy. Zapewniam Cię; mimo pozorów, są one tym razem jak najbardziej szczere. Możesz dać wiarę, albo nie, na to wpływu nie mam. Do zobaczenia kiedyś. Oby to spotkanie było miłe.
Córka.

P.s.: Od dziś pozwalam Ci przestać się fatygować i w ogóle starać się, żeby mnie zobaczyć. Nawet na te cholerne noce. Wiem, że robiłeś to z łaski, bo i tak prawie w ogóle Cię  nie widywałam. Sprawiłeś, że całkowicie się od Ciebie odzwyczaiłam i dlatego takiej łaski już nie chcę. Zdaję sobie sprawę, że dzięki temu będziesz szczęśliwszy. I nie tylko Ty.

Kończąc te żałosne smęty powiem, że z lekcji nie odrobiłam jeszcze nic, kompletnie. Zero. I dobrze, nie zawsze musi mi się chcieć. Za to zgrałam na telefon chyba wszystkie piosenki Dżemu, jakie tylko istnieją. Nie zmarnowałam czasu.
A wczoraj wieczorem zostałam zmuszona do zjedzenia frytek. Dietę diabli wzięli. Co z tego, że jeszcze nie zdążyłam jej zacząć. Co z tego, że wszyscy (a raczej wszystkie kuszące rzeczy) mi ją utrudniają. Co z tego, że nie chce mi się nawet tej diety zaczynać. Jestem na diecie, żeby wesprzeć dziewczyny, które też próbują na niej być. Tak, to dla Was.


KONIEC.